Chrzciny Antoniny Marii

W sobotę była wielka impreza Antosi - jej chrzciny.
Choć impreza się udała to początek zapowiadał się masakrycznie a nawet okropnie.
O 8.00 obudziłam się z zatorem mlecznym! Pierś miałam ogromną, twardą i bolało jak nie wiem co.
Chrzciny w kościele zaplanowane na godz. 15.30 a ja o godzinie 13.00 wylądowałam u mojej pani ginekolog, która prewencyjnie przepisała mi antybiotyki oraz doradziła co mam robić.
To akurat wiedziałam, bo z zatorami walczę już jakiś czas :(
Na szczęście udało się go zlikwidować.
Mąż znów pomógł najbardziej bo rozmasowywał a ja zaciskałam zęby i łzy same leciały po policzkach.
Jednak mój ból, krzyk i łzy doprowadziły do tego, że na chrzcinach córki czułam się okropnie.
Głowa mi pękła, cały zaplanowany strój który miałam założyć uległ zmianie i na piersiach chodziłam z flanelową pieluchą.
Mimo tego Antosia nie płakała i impreza się udała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz